tempówka po pracy

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(0)
10 min rozgrzewki. 1h workout + 13 min. rozkazd.
Fasty, Starosielce, Barszczewo, Konowały i powrót.
Dziś po raz pierwszy mocniejsze tempo. Jestem zadowolony. Oddech jeszcze nie ten, ale jest dobrze. W niedzielę planuję pierwszy start po dwumiesięcznej przerwie. Maratony Kresowe - Sokółka. Niewymagająca i ładna trasa. Średnia podczas workout 29.5km/h

po pracy Krynice

Czwartek, 17 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Leńce, Krynice, Do szosy knyszyńskiej i powrót tą samą drogą do domu.

wytrzymałość

Wtorek, 15 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria sam, trening10
W kierunku Kruszewa i droga do Zawad. Super.

Z Jesterem

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Zaległy wpis, więc krótko. Pierwsza wspólna jazda od dnia polowania. Drogą na Bobrowniki, później na Supraśl i ścieżką powrót do Białegostoku.

do pracy - suma z 3 dni

Piątek, 11 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria do pracy
Nie przypominam sobie, abym kiedyś cały tydzień dojeżdżał do pracy rowerem. Dodatkowo jeszcze rano dowoziłem małą do przedszkola rowerem Agnieszki, ale tego już nie dodaję do statystyk.

podstawa 4 - początek

Wtorek, 8 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria sam, trening10
Opóźniony wpis z popołudniowej jazdy we wtorek. Po pracy kierunek Dobrzyniewo i na Krynice. Piękna letnia pogoda. Pierwsze 25 min ostrzej, później już w strefie 2.

powrót po 6 tygodniach

Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria do pracy, sam, trening10
Dziś nadszedł dzień, na który czekałem od dawna. Spore obawy o łokieć, szyję i o formę. Wyszło całkiem całkiem. Widać, że wydolność oddechowa spadła i szybciej się męczę, jednak siła w nogach jest.

Najpierw rano do pracy (7.5km).
Po pracy w stronę Choroszczy przez Starosielce i Barszczewo. Dawno nie czułem takiej euforii. Wróciłem... Byłem tak zaabsorbowany pedałowaniem, że po raz pierwszy po bidon sięgnąłem na rozjeździe kilometr przed domem :)

Z łokciem nie jest tak źle, plecy coraz mocniejsze. Jestem dobrej myśli. Spodziewałem się słabszej formy.

* Dane z pulsometra z popołudniowej jazdy.

Łowca Jeleni

Czwartek, 3 czerwca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria race
To moja pierwsza wizyta na bikestats po miesiącu, kiedy to podczas maratonu w Nidzicy, 2 maja zdeżyłem się z... Jeleniem.
Miesiąc bez roweru, trzy tygodnie zwolnienia i dużo myślenia o tym co i dlaczego mnie to spotkało.
Straty: Złamany wyrostek kolczysty 7 kręgu szyjnego, skręcenie kręgosłupa, stan zapalny w prawym stawie łokciowym, mega spadek formy, zniszczony kask.
Rower wyszedł z tej kraksy bez szwanku, za wyjątkiem zarysowania lakieru ramy.

Zacznijmy od początku, czyli od 2 maja. Pogoda wymarzona, samopoczucie bardzo dobre i olbrzymie zmotywowanie, aby osiągnąć cel - ukończyć maraton i awansować do 3 sektora.

Ustawiliśmy się z Jesterem pod koniec 4 sektora na kilka minut przed startem (jak zwykle pierwsze rzędy zajęte były chyba pół godziny wcześniej :)). Do ostatniej chwili biłem się z myślami jak wystartować. Nie jest to najlepsze rozwiązanie - taktykę należy mieć ustaloną wcześniej. Z każdą minutą skłaniałem się do mocnego startu. Krótkie ustalenia z Jesterm - "Gonimy 3 sektor". Jester tylko kiwnął głową z aprobatą i zapieliśmy spd`ki.

Ruszyliśmy. Mocno i zdecydowanie wykorzystując każdą szansę na wyprzedanie. Po 2.5km pożegnaliśmy czołówkę 4 sektora, a po następnym kilometrze krzyczę do Jestera - "Trzeci sektor jest nasz!". Przed nami ok 200 jechał już ogon 3 sektora.
Następne kilometry to mocna równa jazda. Niestety zaliczyłem pierwszy OTB. Jechałem na kole na krawędzi koleiny. Nagle zmienił się tor jazdy i nie miałem szans na reakcję. Zero strat i szybki powrót. Zaczeły się górki. Szło całkiem dobrze, z każdym następnym wyprzedzanym bikerem czułem się coraz lepiej. Pilnowałem tętna i było znacznie lepiej niż w Zgierzu. 18km, na stromym podjeździe dogoniliśmy Tadzika, który w zeszłym roku dokładał mi 10 minut na każdej imprezie. Budujące. Zaczęły się zjazdy (serpentyny). Na początku spokojnie nie wychodząc przed szereg, krótka prosta i mały podjazd po łuku, gdzie kilka osób wytraciło zupełnie prędkość. Je nie, i próbowałem się zmieścić wyprzedzając 3-4 osoby. Krzyczę "lewa" i gleba. Powinienem krzyknąć: "lewa moja"... Na szczęście prędkość nie była zbyt duża. Ponownie zabrałem się do odrabiania strat. Jeszcze kilka serpentynek i kolejny delikatny podjazd dosyć szeroką leśną drogą. Jedzie nas ponad 10 osób. Prędkość ponad 30, 5 metrów przede mną Jester po lewej. Myślę sobie - jest nieźle wyprzedzam sobie trzeci sektor... i nagle jeleń wyskakuje 5-6 metrów przede mną z prawej na lewą o centymetry wyprzedzając Jestera. Szybka myśl, pewnie jest ich więcej, przestaję pedałować i słyszę odgłos łamanych gałęzi po prawej...BUM

Sorry - dalej już nie pamiętam, więc następne 30 min opiszę z informacji, jakie uzyskałem od innych.

Nie straciłem przytomności, ale mnie zamroczyło, powoli podniosłem się z gleby. Kilka minut ładowania systemu operacyjnego i wsiadam na rower!!!. Zupełnie tego nie pamiętam. Świadomość odzyskuję po ok 6 km na rowerze. Licznik nie działa, dlaczego? Z nosa krew leci, dlaczego? Lekkie zdziwienie, ale jadę. Przede mną Jester. Kolejne pytania. Co się stało? Dużo straciliśmy? Jester na to mi krzycząc na zjeździe, ze już 5 raz te same pytania zadaje i mam zjeżdzać z trasy! Ja na to: spoko, nic mi nie jest, jedziemy. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że skoro zaliczyłem jakiś dzwon z jeleniem i z pamięcią coś nie tak, to lepiej zjechać... Zjechałem na 28 km, gdzie dwójka strażaków wezwała karetkę z sanitariuszem.

Trochę bolały mnie plecy. W karetce opatrzyłem obtarcia, zmyłem krew spod nosa i czekałem jeszcze na dwóch poszkodowanych i razem ruszyliśmy do szpitala w Nidzicy. Prześwietlenie szyji, opatrzenie głowy. Dostałem kołnierz ortopedyczny i diagnozę: skręcenie krędosłupa, stłuczenie głowy. Wróciłem na pole startowe i zorientowałem się, że już jestem sławny...Wszyscy chcieli mieć ze mną zdjęcie. :)

Dostałem nawet specjalną nagrodę od pana Zamany - koszulkę "Maratony z charakterem".

Czekałem jeszcze ponad 2 godziny na rower i ruszyliśmy do domu. Po drodze Jester zdawał relacje z dalszej części trasy jak odrabiał ten stracony czas (ponad 15 min). Przyjechał tylko 50sek. za Easym, który jest w 2 sektorze...
Z każdą godziną coraz mniejszy zakres ruchów i narastający ból. Następnego dnia było tylko gorzej...


Po 2 tyg. postanowiłem, zże skoro miałem stłuczenie głowy i zaniki pamięci trzeba zrobić tomografię komputerową (gdyby szpital w Nidzicy był lepiej wyposażony miałbym ją zrobioną w dniu wypadku). Przy okazji zrobili mi tomografię szyji i wyszło złamanie wyrostka kolczystego 7 kręgu!

Spotkanie z ortopedą traumatologiem pocieszyło mnie jednak. Jeszcze 2 tyg przerwy i wracam na rower. Szyja wciąż boli. Oberwał nie tylko kręgosłup, ale mięsień czworogłowy pleców. No i ten nieszczęsny łokieć, który miał przestać boleć.. Niestety wciąż coś jest nie tak. W niedzielę piersza jazda po miesiącu po asfalcie. za tydzień kolejna wizyta u specjalisty i zobaczymy co z łokciem.

Podsumowując już ten mega post miałem ogromne szczęście, żę tylko tak się to skończyło. Dobrze, że to ja udeżyłem rozpędzonego jelenia,a nie o mnie. Z drugiej strony czuję żal, ze straconej szansy na świetny wynik i formy, która zaskakiwała mnie i dawała mnóstwo satysfakcji. Teraz zaczynam budowanie formy od nowa.( jak ktoś ma jakieś wskazówki od czego i jak zacząć będę wdzięczny.) Nie wiem czy odważę się na start wcześniej niż we wrześniu. Zobaczymy.
Energii trochę mniej, muszę odnaleźć kwietniową motywację. Sądzę, że jak tylko wsiądę na rower zacznie się "wielki" powrót Łowcy Jeleni.

Na koniec dziękuję wszystkim, którzy kierowali pytania do mnie i moich kolegów z zespołu na kolejnych imprezach o mój stan zdrowia i termin powrotu. Miło.

z pracy w deszczu

Wtorek, 27 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria do pracy
Miała być dłuższa jazda, ale paskudny deszcz zniweczył moje plany. Wieczorem pojechałem na saunę infrared. 20 min.