Wpisy archiwalne w kategorii

race

Dystans całkowity:564.25 km (w terenie 426.00 km; 75.50%)
Czas w ruchu:26:11
Średnia prędkość:21.55 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:650 m
Maks. tętno maksymalne:192 (101 %)
Maks. tętno średnie:175 (92 %)
Suma kalorii:7890 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:56.42 km i 2h 37m
Więcej statystyk

Szydłowiec Mega

Niedziela, 4 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria race
Drugi maraton po 6 tygodniowej przerwie. Potrakowałem wyjazd jako bardzo dobry trening oraz miałem nadzieję na ciekawe odcinki podjazdowo - zjazdowe. Z podjazdów nie jestem zadowolony, bo było ich moim zdaniem za mało. Zjazdy bardzo, bardzo. Dosyć wymagające, momentami sporo kamieni, gałęzi. Rewelacyjny zjazd kamienistym strumieniem.
Przyjechalismy do Szydłowca już w sobotę i zakwaterowaliśmy się w schronisku Skałka ok 1.5km od startu. Po rozpakowaniu wybraliśmy się całą gromadką (10 osób) nad zalew. Miło spędzony czas i pyszne jedzonko.
Wieczorem w pokoju dodatkowa porcja smiechu i po 23 położyliśmy się spać. O 7.30 zbudził nas kawałek "Two shoes". Czasu było sporo więc spokojnie przygotowałem i zjadłem porządne śniadanie. Był jeszcze czas na kila minut siesty po makraronie. Spakowałem żele, płyny i przed 10 ruszyliśmy na start.
Słońce nieźle już przypiekało, robiło się coraz parniej. Początkowo nastawiałem się na możliwość awansu do 3 sektora, jednak po dodaniu 10km trasy przez organizatora wiedziałem, że pod koniec może być mi ciężko. Postanowiłem jechać równym tempem, nie szarżować i nie ryzykować za mocno. Wyprzedzałem, kiedy było to bezpieczne, na zjazdach trzymałem się za innymi poza kilkoma fragmentami, gdzie nie mogłem się powstrzymać :)
Na początku fragment z ekstra głębokim błotem, które wszyscy pokonywali z buta. OK, ale ślimaczyli się przy tym jak na wycieczce. Te pierwsze zastoje utwierdziły mnie, że nie mam większych szans na awans.
Najciekawsze fragmenty trasy od 15 do 45 km mineły bardzo szybko, później zaczeły się podmokłe, wyboiste łąki z koleinami, które doprowadziły mnie do granicy wytrzymałości psychicznej. Marzyłem o podjazdach.
Ogólnie brakowało mi mocy, a by przyśpieszyć na takim odcinku. Na 13 km przed metą zaczął się niezły kryzys. Później jechałem już aby dojechać.
Takiej ilości gum jeszcze nie widziałem. Przede mną jednemu wyskoczyła dętka z opony, kolega z teamu złapał 3 gumy. Ja na szczęście ukończyłem bez strat. Co prawda dwa razy mało brakowało do bliskiego spotkania z glebą, ale dojechałem cały.

foto by htec

foto by htec

Utrzymałem 4 sektor, a następnego dnia nogi dały mi znać, że chcą jescze i do pracy przyjechałem na dwóch kołach.:) Lepiej się czułem niż przed tygodniem po maratonie w Sokółce, gdzie łapały mnie skurcze i przez następne dwa dni odczuwałem bóle w mięśniach.

Maraton Kresowy - Sokółka

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Kategoria race
Dziwnie to zabrzmi,ale wczoraj ukończyłem pierwszy dłuższy maraton w tym sezonie. Zgierza nie liczę, bo to tylko 44 km było.

Pogoda wyśmienita. Samotnie przyjechałem do Sokółki z dużym zapasem czasu. Spokojnie załatwiłem formalności w biurze zawodów, sprawdziłem ciśnienie w gumach, przekąsiłem co nie co i pokręciłem jeszcze przez chwilę przed startem.
Zastanawiałem się czy wytrzymam cały maraton, bo łokieć, bo szyja, bo brak formy... Wytrzymałem.

Od początku.
Start za szybko - niepotrzebnnie wyrwałem jak szalony i przez następne kilka km jechało się ciężko. Na jednym z pierwszych piaszczystych zjazdów zatańczyłem, że aż miło. Na szczęście udało mi się utrzymać na siodełku. Wyprzedziły mnie 4 osoby. Z Dater`em (Jego pierwszy maraton - gratulacje! Do zobaczenia na następnych.) wymienialiśmy pozycję ze 2-3 razy, aż w końcu złapałem rytm i jechało się coraz lepiej. Momentami niezły flow na trawiastych, wyboistych łąkach przy prędkości 30km/h.
Na krótkich podjazdach czyłem się dobrze, słabiej na dłuższych oraz w momencie, kiedy powienienem przyśpieszyć. Brak wytrzymałości siłowej dawał mi w kość. Piękne pofałdowane krajobrazy, kwieciste łąki, szutrowe drogi. Leśne fragmenty momentami przypominały krajobraz z południa Polski. Na 7-8 km przed metą opadłem z sił. sądziełem, że to się stanie wcześniej wiec pomimo sygnałów o skurczach spokojnie jechałem do mety. Wyprzedziło mnie jeszcze ok 4 osoby w tym dwie zawodniczki (m. in.), z którymi na finiszu nie miałem szans. Dostałem taką kontrę, że auć.
Plan wykonany. Przede wszystki dojechałem do mety. Nie straciłem więcej niż 20 min do Jestera, który przyjechał ok 15min przede mną finiszując z chłopakami z PTR-Dojlidy. Wg oficjalnych wyników straciłem tylko 10 min, ale organizatorzy akurat w tym aspekcie się nie popisali. Brak chipów - wjazd kilku osobowego peletonu na metę nie daje możliwości rzetelnego pomiaru. Poza tym organizacja, oznakowanie i zabezpieczenie trasy super. Bufety, dwa ciepłe posiłki regeneracyjne do wyboru i ciasta na mecie.
Trasa o wiele ciekawsza niż niejedna Mazovia, a niedługo Łomża i Suwałki. Zwłaszcza ten ostatni - gorąco polecam. Pooglądajcie sobie fotki w googlach z Suwalskiego Parku Krajobrazowego, a na pewno przyjedziecie na ten maraton (22 sierpnia).

Łowca Jeleni

Czwartek, 3 czerwca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria race
To moja pierwsza wizyta na bikestats po miesiącu, kiedy to podczas maratonu w Nidzicy, 2 maja zdeżyłem się z... Jeleniem.
Miesiąc bez roweru, trzy tygodnie zwolnienia i dużo myślenia o tym co i dlaczego mnie to spotkało.
Straty: Złamany wyrostek kolczysty 7 kręgu szyjnego, skręcenie kręgosłupa, stan zapalny w prawym stawie łokciowym, mega spadek formy, zniszczony kask.
Rower wyszedł z tej kraksy bez szwanku, za wyjątkiem zarysowania lakieru ramy.

Zacznijmy od początku, czyli od 2 maja. Pogoda wymarzona, samopoczucie bardzo dobre i olbrzymie zmotywowanie, aby osiągnąć cel - ukończyć maraton i awansować do 3 sektora.

Ustawiliśmy się z Jesterem pod koniec 4 sektora na kilka minut przed startem (jak zwykle pierwsze rzędy zajęte były chyba pół godziny wcześniej :)). Do ostatniej chwili biłem się z myślami jak wystartować. Nie jest to najlepsze rozwiązanie - taktykę należy mieć ustaloną wcześniej. Z każdą minutą skłaniałem się do mocnego startu. Krótkie ustalenia z Jesterm - "Gonimy 3 sektor". Jester tylko kiwnął głową z aprobatą i zapieliśmy spd`ki.

Ruszyliśmy. Mocno i zdecydowanie wykorzystując każdą szansę na wyprzedanie. Po 2.5km pożegnaliśmy czołówkę 4 sektora, a po następnym kilometrze krzyczę do Jestera - "Trzeci sektor jest nasz!". Przed nami ok 200 jechał już ogon 3 sektora.
Następne kilometry to mocna równa jazda. Niestety zaliczyłem pierwszy OTB. Jechałem na kole na krawędzi koleiny. Nagle zmienił się tor jazdy i nie miałem szans na reakcję. Zero strat i szybki powrót. Zaczeły się górki. Szło całkiem dobrze, z każdym następnym wyprzedzanym bikerem czułem się coraz lepiej. Pilnowałem tętna i było znacznie lepiej niż w Zgierzu. 18km, na stromym podjeździe dogoniliśmy Tadzika, który w zeszłym roku dokładał mi 10 minut na każdej imprezie. Budujące. Zaczęły się zjazdy (serpentyny). Na początku spokojnie nie wychodząc przed szereg, krótka prosta i mały podjazd po łuku, gdzie kilka osób wytraciło zupełnie prędkość. Je nie, i próbowałem się zmieścić wyprzedzając 3-4 osoby. Krzyczę "lewa" i gleba. Powinienem krzyknąć: "lewa moja"... Na szczęście prędkość nie była zbyt duża. Ponownie zabrałem się do odrabiania strat. Jeszcze kilka serpentynek i kolejny delikatny podjazd dosyć szeroką leśną drogą. Jedzie nas ponad 10 osób. Prędkość ponad 30, 5 metrów przede mną Jester po lewej. Myślę sobie - jest nieźle wyprzedzam sobie trzeci sektor... i nagle jeleń wyskakuje 5-6 metrów przede mną z prawej na lewą o centymetry wyprzedzając Jestera. Szybka myśl, pewnie jest ich więcej, przestaję pedałować i słyszę odgłos łamanych gałęzi po prawej...BUM

Sorry - dalej już nie pamiętam, więc następne 30 min opiszę z informacji, jakie uzyskałem od innych.

Nie straciłem przytomności, ale mnie zamroczyło, powoli podniosłem się z gleby. Kilka minut ładowania systemu operacyjnego i wsiadam na rower!!!. Zupełnie tego nie pamiętam. Świadomość odzyskuję po ok 6 km na rowerze. Licznik nie działa, dlaczego? Z nosa krew leci, dlaczego? Lekkie zdziwienie, ale jadę. Przede mną Jester. Kolejne pytania. Co się stało? Dużo straciliśmy? Jester na to mi krzycząc na zjeździe, ze już 5 raz te same pytania zadaje i mam zjeżdzać z trasy! Ja na to: spoko, nic mi nie jest, jedziemy. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że skoro zaliczyłem jakiś dzwon z jeleniem i z pamięcią coś nie tak, to lepiej zjechać... Zjechałem na 28 km, gdzie dwójka strażaków wezwała karetkę z sanitariuszem.

Trochę bolały mnie plecy. W karetce opatrzyłem obtarcia, zmyłem krew spod nosa i czekałem jeszcze na dwóch poszkodowanych i razem ruszyliśmy do szpitala w Nidzicy. Prześwietlenie szyji, opatrzenie głowy. Dostałem kołnierz ortopedyczny i diagnozę: skręcenie krędosłupa, stłuczenie głowy. Wróciłem na pole startowe i zorientowałem się, że już jestem sławny...Wszyscy chcieli mieć ze mną zdjęcie. :)

Dostałem nawet specjalną nagrodę od pana Zamany - koszulkę "Maratony z charakterem".

Czekałem jeszcze ponad 2 godziny na rower i ruszyliśmy do domu. Po drodze Jester zdawał relacje z dalszej części trasy jak odrabiał ten stracony czas (ponad 15 min). Przyjechał tylko 50sek. za Easym, który jest w 2 sektorze...
Z każdą godziną coraz mniejszy zakres ruchów i narastający ból. Następnego dnia było tylko gorzej...


Po 2 tyg. postanowiłem, zże skoro miałem stłuczenie głowy i zaniki pamięci trzeba zrobić tomografię komputerową (gdyby szpital w Nidzicy był lepiej wyposażony miałbym ją zrobioną w dniu wypadku). Przy okazji zrobili mi tomografię szyji i wyszło złamanie wyrostka kolczystego 7 kręgu!

Spotkanie z ortopedą traumatologiem pocieszyło mnie jednak. Jeszcze 2 tyg przerwy i wracam na rower. Szyja wciąż boli. Oberwał nie tylko kręgosłup, ale mięsień czworogłowy pleców. No i ten nieszczęsny łokieć, który miał przestać boleć.. Niestety wciąż coś jest nie tak. W niedzielę piersza jazda po miesiącu po asfalcie. za tydzień kolejna wizyta u specjalisty i zobaczymy co z łokciem.

Podsumowując już ten mega post miałem ogromne szczęście, żę tylko tak się to skończyło. Dobrze, że to ja udeżyłem rozpędzonego jelenia,a nie o mnie. Z drugiej strony czuję żal, ze straconej szansy na świetny wynik i formy, która zaskakiwała mnie i dawała mnóstwo satysfakcji. Teraz zaczynam budowanie formy od nowa.( jak ktoś ma jakieś wskazówki od czego i jak zacząć będę wdzięczny.) Nie wiem czy odważę się na start wcześniej niż we wrześniu. Zobaczymy.
Energii trochę mniej, muszę odnaleźć kwietniową motywację. Sądzę, że jak tylko wsiądę na rower zacznie się "wielki" powrót Łowcy Jeleni.

Na koniec dziękuję wszystkim, którzy kierowali pytania do mnie i moich kolegów z zespołu na kolejnych imprezach o mój stan zdrowia i termin powrotu. Miło.

Mazoviamtb Zgierz Mega

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria race
Pierwszy start w tym roku. Przygotowania wyglądały obiecująco. Wczesny wyjazd zapewniał mi jeszcze 1h ekstra na spokojne przygotowania i rozgrzewkę. Niestety srtaciłem 45 min w Warszawie i później tuż przed Strykowem. W efekcie wszedłem do 4 sektora ostatni na minutę przed startem pierwszego sektora. Bez rozgrzewki...
Jechało mi się dobrze, jednak niepokoiło mnie wysokie tętno (+180) nieadekwatne do tempa jazdy. Nie potrafiłem uspokoić tętna do momentu, kiedy zaczeły się zjazdy. Wtedy tętno spadało do 160. Cały czas wyprzedzałem z Jesterem czwarty sektor. Zatory na początku spowodowały, że trzeci sektor uciekał. W prawdzie dogonilismy trzeci sektor, ale wciąż wąska trasa nie pozwalała na wyprzedzanie. Podjazdy miodzio. Ogromna różnica z poprzednim rokiem. Bez problemu wyprzedzaliśmy kolejnych. Ok 30 km organizł kazał uspokoić tętno. Pozbierałem się po chwili, jednak Jester odskoczył mi na 3 pozycje. Dwa ostatnie podjazdy na stok świetnie. Udało mi się dogonić dwójkę bikerów na drugim podjeździej i do mety jechałem z bezpieczną odległością.

Czwarty sektor zachowało tylko 19 zawodników. 6 poszło wyżej, reszta spadek. W Nidzicy dołączy do nas spora grupa, która spadała z 3 sektora.

Na mecie zadowolenie, sądziłem, że jestem w 3 sektorze (taki był plan) jednak po przyjeździe do domu okazło się, że zabrakło mi 2 min. Jester wyprzedził mnie o 1min. 13 sek. Niepokoi mnie wysokie tętno. Na zbiórkach jestem w stanie jechać na niższym o co najmniej 5-7 uderzeń tętnie z większą prędkością. Cieszy mnie łatwość, z jaką pokonywałem podjazdy. Za tydzień Nidzica i dłuższy dystans. Jeśli uda mi się utrzymać niższe tętno i zacznę z początku sektora powinno być lepiej.

Maraton Kresowy Białystok

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria race
Bardzo udany start. Widać efekty treningów sierpniowo-wrześniowych. Jechałem bardzo mocno od początku trzymają się razem z kilkoma kolegami z teamu. Na ok 30 km przed podjazdem na wzgórza Św. Anny odłączyłem się razem z Tadeuszem od reszty. Tadeusz uciekł mi trochę, i do 40 km jechałem praktycznie sam. Do mety wyprzedziło mnie trzech zawodników. Samemu udało mi się wyprzedzić tylko jednego. Startowało ponad 150 kolarzy. 16 miejsce w Open i 7 w Elite bardzo mnie podbudowało.

Trasa wspaniała. Interwałowa, wymagająca cały czas uwagi i dająca dużo frajdy.


Start z Rynku Kościuszki w Białymstoku.

2 km do mety.

Okolice 30 km. Jadę trzeci w grupie za Easy`m.

MAZOVIA MTB NIDZICA MEGA

Niedziela, 9 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria race
Tym razem początek spokojnie i miałem mniej problemów ze skurczami ( prawie w ogóle). Na 50 km zabrakło sił. Za mało km w nogach, za krótkie i za spokojne niedzielne treningi... No i niedawna 3 tyg. przerwa urlopowa... Jestem natomiast bardzo zadowolony ze swoich podjazdów. Wszystko za wyjątkiem jednego mi wyszło i to całkiem nieźle.

MAZOVIA MTB MARATON EŁK

Piątek, 12 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria race
Początek rewelacja, ostatnie 15 km kolejny raz problem z skurczami. Wypiłem ok 1,2l płynów i łykałem tabletki GT, ale nie pomogło. Widocznie za długo jechałem na beztlenie i zakwasiłem mięśnie. Trasa ciekawa, niezbyt trudna, szybka. Strata do lidera wyścigu 33min. Jak na razie to najlepszy start w maratonie. Awans z 6 sektora do 4 cieszy :)

SKANDIA MARATON MTB NAŁĘCZÓW 2009 MEDIO

Poniedziałek, 1 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria race
był to mój trzeci dopiero maraton (pierwszy w cyklu SKANDI) i było fajnie przez to błotko
Mam niewielkie porównanie do innego cyklu i tu muszę stwierdzić, że poza oprawą organizacyjną (wyłączając bufety - na "-") niczym SKANDIA się nie wyróżnia. Zawsze można spotkać tych milszych lub mniej...mocniejszych lub słabszych. Wąwozy bajka...
Dziś wiem, że nie dałem z siebie wszystkiego, ale podjazdy wszystkie zaliczyłem na siodełku. Startowałem z ostatniego sektora i na 330 startujących 141 miejsce to dobry wynik.

MAZOVIA MTB SUPRASL 2009 MEGA

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria race
pojechałem na 110% procent swoich możliwości i z tego jestem zadowolony. Teraz zastanawiam się jak urwać jeszcze 15 minut. Na zjazdach szalałem, na podjazdach za słaby byłem. Mogłem na prostych trochę szybciej, ale oszczędzałem się na końcówkę trasy.