A przy okazji dodaje zaległy wpis z wtorku. Trening na moc, chociaż w sumie następny start dopiero pod koniec sierpnia. Za 2 tyg wyjazd w Sudety, gdzie będę szykował formę na drugą część sezonu.
10 min rozgrzewka, 40 min workout (160-170HR), 10 min rozjazd.
Wyjątkowo późny trening. Wyjechałem po 19, ale dzięki temu temperatura była znośna i jechało się wręcz komfortowo. Czuję poprawę w wydolności tlenowej. Ostro pedałując tętno nie wychodziło powyżej 170 i momentami musiałem docisnąć ostro, żeby utrzymać się w strefie. W niedzielę start w Szydłowcu, gdzie powalczę o awans do 3 sektora. Do późnych godzin nocnych trwały prace przy rowerze. Między innymi wymieniłem opony na Barro Mountain 2.1. To nie z myślą o Szydłowcu, ale przede wszystkim o zbliżającym się wyjeździe w prawdziwe góry.
Sobota, blisko południa. Z racji tego, że dawno nie prowadziłem mojej maszyny po trudniejszym terenie, a jutro maraton, postanowiłem poćwiczyć na tegorocznej trasie zawodów Vacansoleil Grand Prix MTB, które odbędą się we wrześniu w Białymstoku. Kilka technicznych zjazdów po dość stromych, piaskowych zboczach, trochę korzeni. Zjechałem też torem do DH - powoli :) Jeden fragment ze sporym uskokiem zjechałem trzy razy, ale nie czuję się pewnie. Będę miał jednak gdzie ćwiczyć w tym roku - za miesiąc jadę na dwa tygodnie w Beskidy. Poćwiczę na trasach tegorocznego Beskidy Trophy.
Opóźniony wpis z popołudniowej jazdy we wtorek. Po pracy kierunek Dobrzyniewo i na Krynice. Piękna letnia pogoda. Pierwsze 25 min ostrzej, później już w strefie 2.
Dziś nadszedł dzień, na który czekałem od dawna. Spore obawy o łokieć, szyję i o formę. Wyszło całkiem całkiem. Widać, że wydolność oddechowa spadła i szybciej się męczę, jednak siła w nogach jest.
Najpierw rano do pracy (7.5km). Po pracy w stronę Choroszczy przez Starosielce i Barszczewo. Dawno nie czułem takiej euforii. Wróciłem... Byłem tak zaabsorbowany pedałowaniem, że po raz pierwszy po bidon sięgnąłem na rozjeździe kilometr przed domem :)
Z łokciem nie jest tak źle, plecy coraz mocniejsze. Jestem dobrej myśli. Spodziewałem się słabszej formy.
Dziś mało czasu, bo tylko godzina z kawałkiem. Jazda w drugiej strefie. Wiatr zabierał oddech w drodze do Kruszewa. Powrotna droga ze średnią +5km/h i wiatrem w plecy. Taka szkoda, że nie mogłem dziś dłużej pojeździć.
Pierwszy wspólny trening w tym roku. Jak co niedzielę spod sklepu SPRINT zbiera się kilkunastu szaleńców na dwóch kołach. Po kilkunastu minutach ruszamy. Osiedlowymi uliczkami przebijamy się do torów. Nasypem kolejowym po ostrych kamieniach jedziemy do Jurowiec. Tętno powyżej 180, na liczniku 35 (po nasypie!). Wiedziałem, że początek będzie trudny i był. Później szuterkiem i w las. Pierwsze szybkie górki poprawiły mi nastrój. Jest nieźle. W zeszłym roku walczyłem, aby nie zgubić reszty. Dziś dawałem radę. Na 18 km fikołek zaliczyło dwóch bikerów. Jeden wyszedł bez szwanku, drugi doznał lekkiej (mam nadzieję) kontuzji nadgarstka. Prędkość nie była duża (ok 25), prosta leśna droga. Następne kilka kilometrów holowaliśmy kolegę do Czarnej Białostockiej. Po uzupełnienu zapasów i krótkiej przerwie z sklepie ruszyliśmy w stronę Supraśla. Na tym odcinku ostro pracowaliśmy z Jesterm i tym razem to my czekaliśmy na resztę :) Miło. W Supraślu mała przerwa i powrót do Białegostoku ścieżką w kilka osób. Miało być spkojnie...Ostania górka przed Wyżynami znów w tętnie pow. 180. Pomimo zgubienia bidonu udało nam się dojść Tadzika. W zeszłym roku był mocniejszy ode mnie. Po przyjeździe do domu czułem się, jakbym zaliczył maraton. Na prawie 3h zarejestrowanych na pulsometrze ponad 2h w tętnie powyżej 150.