Drugi maraton po 6 tygodniowej przerwie. Potrakowałem wyjazd jako bardzo dobry trening oraz miałem nadzieję na ciekawe odcinki podjazdowo - zjazdowe. Z podjazdów nie jestem zadowolony, bo było ich moim zdaniem za mało. Zjazdy bardzo, bardzo. Dosyć wymagające, momentami sporo kamieni, gałęzi. Rewelacyjny zjazd kamienistym strumieniem.
Przyjechalismy do Szydłowca już w sobotę i zakwaterowaliśmy się w schronisku Skałka ok 1.5km od startu. Po rozpakowaniu wybraliśmy się całą gromadką (10 osób) nad zalew. Miło spędzony czas i pyszne jedzonko.
Wieczorem w pokoju dodatkowa porcja smiechu i po 23 położyliśmy się spać. O 7.30 zbudził nas kawałek "Two shoes". Czasu było sporo więc spokojnie przygotowałem i zjadłem porządne śniadanie. Był jeszcze czas na kila minut siesty po makraronie. Spakowałem żele, płyny i przed 10 ruszyliśmy na start.
Słońce nieźle już przypiekało, robiło się coraz parniej. Początkowo nastawiałem się na możliwość awansu do 3 sektora, jednak po dodaniu 10km trasy przez organizatora wiedziałem, że pod koniec może być mi ciężko. Postanowiłem jechać równym tempem, nie szarżować i nie ryzykować za mocno. Wyprzedzałem, kiedy było to bezpieczne, na zjazdach trzymałem się za innymi poza kilkoma fragmentami, gdzie nie mogłem się powstrzymać :)
Na początku fragment z ekstra głębokim błotem, które wszyscy pokonywali z buta. OK, ale ślimaczyli się przy tym jak na wycieczce. Te pierwsze zastoje utwierdziły mnie, że nie mam większych szans na awans.
Najciekawsze fragmenty trasy od 15 do 45 km mineły bardzo szybko, później zaczeły się podmokłe, wyboiste łąki z koleinami, które doprowadziły mnie do granicy wytrzymałości psychicznej. Marzyłem o podjazdach.
Ogólnie brakowało mi mocy, a by przyśpieszyć na takim odcinku. Na 13 km przed metą zaczął się niezły kryzys. Później jechałem już aby dojechać.
Takiej ilości gum jeszcze nie widziałem. Przede mną jednemu wyskoczyła dętka z opony, kolega z teamu złapał 3 gumy. Ja na szczęście ukończyłem bez strat. Co prawda dwa razy mało brakowało do bliskiego spotkania z glebą, ale dojechałem cały.

foto by htec

foto by htec
Utrzymałem 4 sektor, a następnego dnia nogi dały mi znać, że chcą jescze i do pracy przyjechałem na dwóch kołach.:) Lepiej się czułem niż przed tygodniem po maratonie w Sokółce, gdzie łapały mnie skurcze i przez następne dwa dni odczuwałem bóle w mięśniach.